poniedziałek, 30 czerwca 2014

12.Diagnoza idiotów.


"To takie smutne, wszystko takie smutne,
przeżywamy nasze życie jak idioci, a potem umieramy."

Charles Bukowski 



Las to bez wątpienia tajemnicze miejsce, gdzie mogę zazwyczaj uciec od całej cywilizacji, od ludzi, od tego co na co dzień mnie męczy. To taki skrawek tego co jest naturalne, nieokiełznane, piękne.
W lesie muzyka to jedynie tło, czasami nawet bez niej łatwiej usłyszeć to co mi w duszy gra. Miejsce jakim jest las to doborowe miejsce na ucieczki od...ludzi, pośpiechu. Dobre miejsce na przemyślenia wszelkiej maści, których ostatnio od groma kłębi się mi we łbie. Tematyka tych przemyśleń proszę państwa jest na prawdę rozmaita od zwykłych prozaicznych rzeczy po głębokie czasem wręcz refleksyjne rozważania o ludzkiej pamięci, tak właśnie o tym. A dokładniej o zapominaniu. O tym, że wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, tylko forma jest nieco inna. Wszystko zależy od tego jak się nas ulepi. Jednak niekiedy odpada nam coś...najpierw rozpatrzmy, a potem o tym większość zapomina. Och, żyjemy przecież w takim biegu!  Bardzo ludzka przypadłość według mnie. Zapominamy o ludziach, czasami nawet o problemach (które sami sobie generujemy), niektórych mniej ważnych wydarzeniach także. Przykre to nieco lecz czasami trzeba wyrzucić nawet cały worek wspomnień żeby móc na plecach nosić kolejny. Ale czy to jest dobry sposób? 


wtorek, 24 czerwca 2014

11.Egoistka zasmakowała wolności.

"...oczy są ślepe. Szukać należy sercem."
Mały Książę

Wychowali mnie tak żebym wiedziała, że jestem wyjątkowa. Żyłam tak sobie parę lat, z tą cudowną świadomością, że zmienię, zawojuje i może nawet zawiruje Świat. Jednak potem spuścili mnie ze smyczy, uwolnili ze złotej klatki. Szybciej niż innym dali tą cholerną wolność. Nie pytali jak, po co i gdzie. Nadal nie pytają. Znają mnie chyba lepiej niż ja sama, póki co. Pozwolili popełniać błędy, swoje b ł ę d y. Mam już ich trochę na swoim koncie, ale to dopiero początek. Tak coś czuję. Dali mi szansę żebym szybciej się nauczyła żyć w tym zasranym Świecie. Dobrze mi tak. Dobrze zrobili. Nie zniszczyło to mnie. Nadal ponoć jestem wrażliwa. Nie wiem, tak na mieście mówią. A ci co wolność mi dali przynajmniej wiedzą, że głową w chmurach błądzić będę chyba przez cały swój żywot. Teraz mam już jej dość. Wolności, żeby było jasne. Szybciej niż moi rówieśnicy. W tym czasie... Parę razy dostałam kopa w dupę, żeby potem wiedzieć, że można być rozbitym na milion części. Ha! Być odpowiedzialnym za to co się oswoiło, to jest sztuka. Zapomniana już. Zniszczona przez wielofunkcyjność świata.

Teraz, dosłownie teraz jestem bardziej niepewna niż kiedykolwiek było dane mi być. Znów mogę poczuć, że stoję u progu jakiś nowych drzwi, przed nieznanym. Dokładnie jak parę lat temu, gdy otworzyli mi jedne z pierwszych. Zaufanie im na imię. Boje się o siebie,  pierwszy raz od dawna. Nie wiem co będzie. Gdy ktoś pyta: co tam, jak TE ważne decyzje (czy one do motylej nogi na prawdę są takie ważne?) mam ochotę wykrzyczeć że NIE WIEM, nie wiem jaką drogę wybrać, co w tym cholernym galimatiasie wybrać. Nie wiem co chce robić. Nie wiem kim chce być. Nie wiem gdzie chce być. Czy tu czy tam. Ale z uśmiechem na twarzy opowiadam o swoich marzeniach. Wiem, że nie chce uciekać. Nie mam przed czym. Tęskniłabym. Bo jednak potrafię. Nie jest łatwo się oduczyć. Zapieranie się rękoma i nogami nic nie daje na dłuższą metę. Za późno na zmianę charakteru, upodobań... Nie chcę się teraz zmieniać. Basta. Użalanie się nad sobą nie należy do moich ulubionych zawodów. Jednak ostatnio odkryłam, że łatwiej mi tak, że trzeba wyrzucić z siebie ten emocjonalny śmietnik, że... że tak muszę aby było mi lepiej. Muszę być trochę egoistką, bo chcę, tak sobie postanowiłam, że chcę robić coś tylko i wyłącznie dla siebie nie myśląc o niczym innym poza sobą. Nie myśleć, co kto pomyśli, powie. To nieistotne. Raz na jakiś czas, nie za często żeby nie popaść w rutynę. Wtedy to będzie coś...niestosownego.  Żeby nie być no właśnie. Kim? Koniec. Za dużo. Nawet dla mnie. Gratuluje jeśli wytrwałeś czytelniku do końca! Możesz iść teraz i się napić (czegokolwiek) za moje i za swoje zdrowie.

niedziela, 22 czerwca 2014

10.Zmysły przy świetle ksiezyca.




Lubię wspominać, te miłe rzeczy, które zapisały się w mojej pamięci. Są one dla mnie niczym fotografie. Migawki. Nie zmieniają się. Mają swoje miejsce osadzone w jakimś tam czasie. Istnieją już tylko i wyłącznie w swojej mikro-przestrzeni. 

Tak samo lubię patrzeć w gwiazdy albo chmury, przez moje okno. Albo leżąc na polanie. Wtedy też jest miło. Szczególnie wtedy, gdy wiatr pieści moje policzki, a słońce maluje na nich piegi. To takie wyjątkowo miłe najczęściej letnie niekiedy wiosenne doznanie. 


Moje ok(n)o na świat widzi coraz więcej rzeczy. Nie wszystkie moje zmysły rozumieją 
to co się we mnie dzieje. Jednak uważnie się przyglądają - oczy. Uszy nasłuchują, każdego szmeru, szelestu a nawet najcichszy szept nie umknie ich uwadze. Język może zasmakować jedynie gorzkiej prawdy choć niekiedy słodkich kłamstewek również. Tak wdychając wszystkie pyły przeszłości, pozostałości po tym co było... aczkolwiek czekając na muśnięcie letniego wiatru. To chyba wiara i nadzieja razem kiełkują w moim ogrodzie. 




piątek, 20 czerwca 2014

9.Czarna świnia - paplanina.


"Podejrzliwość w stosunku do wszystkich jest męcząca, 
trzeba komuś ufać, bo trzeba przy kimś odpocząć."

R. Kapuściński

Ostatnio usłyszałam bardzo mądrą rzecz, że trzeba ufać, bo teraz Ci, którzy ufają są buntownikami. Więc (podobno) nie powinnam zabijać w sobie tej cząstki i mam ufać mimo wszystko. Walczę z swą nieufnością jak czerwony kapturek z wilkiem. Jednak śpiewają, że zaufanie to taka czarna świnia. Jedno i drugie prawda. Zdecydowanie muszę uważać komu ufam. Bo czarnych świń nie brakuje. Jednak ostatnimi czasy zmieniłam taktykę zaufania. Jak? Staram się nie być przy okazji naiwna, bo to naiwność mnie gubiła. Przynajmniej takie mam wrażenie.

Niekiedy mam także wrażenie, że tych, których cytuję potrafią opisać mnie lepiej niż ja sama siebie z swoim marnym zasobem słów. Przy przekonaniu, że lepiej pisać prosto. Nie najprościej jak się da jednak mimo wszystko prosto. (W prostocie podobno siła.) Tylko dlatego żeby to się dobrze czytało. Podobno krótkie zdania są wygodniejsze dla masz ci pan, czytelnika. Ciekawe. Gdzieś oczywiście te mądrości wyczytałam, bo przecież nie są one z palca wyssane. Jednak ja mam ważenie, że teraz z potencjalnych czytelników stara się zrobić idiotów. Bo podobno czyta się mniej?! What the fuck!? Pewnie tak.(Jasne, jestem idealnym przykładem, o ironio! Nie no ja ciągle coś czytam, kurka, no to nie jestem, trudno... ty skoro to czytasz chyba też nie jesteś.) Pewnie dlatego, że wszyscy jesteśmy tak bardzo zajęci. Pracą, szkołą, sprzątaniem, gotowaniem, praniem że nie mamy czasu dla siebie. Kiedyś  było inaczej, tak przynajmniej twierdzi moja Babcia. A wiadomo, że te zawsze mają rację. W sumie osoba, która potrafi w ciebie wcisnąć pół blaszki murzynka musi mieć rację. A może to są czary?

Szkoda, że z wiekiem wiara w bajki i inne niemożliwe staje się coraz to mniejsza. Dobrze, że mi przynajmniej jako taka wyobraźnia pozostała. A może by tak przenieść to na papier? Może jednak w podświadomości wszyscy jesteśmy dziećmi? Bo w sumie z wiekiem tylko zabawki się zmieniają. Oho! Odzywają się we mnie geny, które są odpowiedzialne za to, że... nie, to akurat nie jest istotne, ani trochu. 

Tak z pomysłu aby napisać o zaufaniu wyszła paplanina, o... sama nie wiem o czym. Z gara wzięte w sumie. Jednak  w tym garze różne rzeczy się gotują. 

środa, 18 czerwca 2014

8.Odrzucając lęk i złość.



Ludzie boją się śmierci. Bo zależy w co wierzyć, różnie bywa. Nikt nie wrócił, nikt nie powie, co tam, jak tam. Jednak odnosząc się do mądrości mojej babci, to podobno jak kto sobie tu zasłuży tak będzie i tam miał. Mądrze powiedziane. Na tyle dosadnie, że zapadło mi to w pamięć.

Jednak ludzie umierają za życia. Uśmiercając swoje człowieczeństwo. Uśmiercając wszystko co w nich jest... d o b r e. Rozumiem. Wszystko rozumiem Staram się, zrozumieć. Zawsze. Jednak zadaje sobie pytanie po co? Po co umierać za życia? Które i tak jest krótkie i czasami nawet nie starcza nam czasu na najzwyklejsze spotkanie się, z rodziną czy znajomymi. Uśmiercając relacje, które się kiedyś pielęgnowało, dbało, obchodziło jak z jajkiem.  Uśmiercamy też siebie na milion sposobów. Nie wymienię ich wszystkich. Więc po co się bać śmierci? Jak nawet za życia można spotkać...no właśnie kogo? Jak ich nazwać? 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

7.Duma zamyka ludziom oczy na prawdę o nich samych.


Spowiedź.
Rozmowa, z sumieniem.
Słuchaj. Moja dusza gdzieś poleciała, albo ma bardzo długą smycz. Chyba czas dać jej szansę na powrót. Jak sądzisz? Ciało, każdy je ma. Ale dusza, to pojęcie względne. Wiem, że ostatnimi czasy nie jestem sobą, czuje się jakby moje ciało zamieszkiwał zupełnie ktoś inny. Przyjaciele mówią, żebym wróciła. Fajnie, że ich mam, że wytrzymują ze mną (i ja z nimi). Choć w swoim ciele czuje się dobrze, to mimo wszystko ostatnio czuje jakby wszystko zmieniło miejsce. Taki miszmasz. Wielki targ z przekupami. Jednak, zachowuje spokój. Staram się wykorzystać  do tego te geny, które gdzieś tam drzemią wewnątrz. Czas je zbudzić.

Teraz męczę się sama ze swoim ego? Chyba tak.  Wiesz, ostatnio przeczytałam, że: duma zamyka ludziom oczy na prawdę o nich samych. W sumie racja, bo chyba fajnie jest znać siebie. Mimo, że dumna nie jestem. Tak mi się przynajmniej wydaje. To chyba ostatnimi czasy rzeczy traktuje zbyt rzeczowo, nie może być coś tylko i wyłącznie czarne bądź białe. Muszę sobie przypomnieć o szarości i kolorach, barwach. To co, czas na powrót? Wielki kom bak? Dobry pomysł. Czas, trochę pokolorować to i owo. Koniec z monotonią. Czas wyjść do ludzi.

sobota, 14 czerwca 2014

6. Rozważania o niczym.

"Czy gwiazdy świecą tylko po to, aby każdy mógł znaleźć swoją?"
Antoine de Saint-Exupery

Jeśli wierzyć w to, że każdy ma swoją drogę, a niektóre się krzyżują, ja mam wrażenie, że czasami zamieszkuję zupełnie inną planetę. Z zupełnie innym gwiazdozbiorem, a dróg jako takich nie ma. Ale jak mówi Allen: Myślę, że życie dzieli się na straszne i żałosne. To są dwie kategorie. Straszne to, no nie wiem, śmier­telne przy­pad­ki, niewi­domi, ka­lec­two. Nie wiem jak so­bie ludzie dają z tym radę, to zadziwiające. A żałos­ne są życia wszys­tkich po­zos­tałych. Więc jeżeli jes­teś żałos­ny, powinieneś być wdzięczny lo­sowi, że jes­teś żałos­ny, bo być żałos­nym to wiel­kie szczęście. Może jestem po prostu żałosna, w tym co robię, w tym co próbuję robić. Może tak na prawdę nie rozumiem rzeczy, które wydaje mi się, że rozumiem? 

Podczas moich rozważań, tak na prawdę o niczym wydaje mi się, że z dnia na dzień moja odwaga gdzieś znika. Boję się zadawać poważnych pytań, bo wiem że odpowiedź może być zupełnie inna niż oczekuję. Jestem trzęsi-portkiem, panikarą? Nie, nie, nie. A może jednak mam to w genach? Chyba nie byłaby ze mnie dobra hazardzistka, bo nie stawiam wszystkiego na jedną kartę. Może kiedyś jeśli będę musiała, ale nie teraz. Teraz liczę się z odczuciami drugiego człowieka. Rany! Jestem wrażliwa! To może jednak moje skute lodem serce na lato przybiera postać cieczy? Tęsknie trochę za moim wakacyjnym humorem. Chyba, za dużo myślę, zdecydowanie tak. 

W sumie to chyba byłoby na tyle. Idę popatrzyć na gwiazdy, i pełnie księżyca. Pooddychać. Odpocząć od ludzi. Może gdzieś tam jest ta moja gwiazdka, która spełni parę życzeń?

piątek, 13 czerwca 2014

5. ...dziwne i dziwniejsze zdarzenia.

Piątek trzynastego, nosi na swoich barkach wszystkie nieszczęścia, które zdarzają się podobno właśnie dzisiaj. To na ten dzień są przypisane wszelkie dziwne i dziwniejsze zdarzenia. Właśnie niby w ten dzień mają one miejsce. Dziwne. Ale może coś w tym jest? Od kiedy sięgam pamięcią, może odrobinę racji wierzący w takie rzeczy mają. Ostatni wrześniowy piątek trzynastego był wręcz jak odcinek sitcomu. Jednak błądząc w pamięci mogę przyznać, że w sumie ciekawie sobie los ten dzień zaplanował, doprawdy. Takiego obrotu akcji nikt by się nie spodziewał. Nawet ja (wtedy, teraz ukryta, a może jednak nadal) optymistka. 

Pozostając przy temacie zabobonów. To czasami los, ubiera je w dość czarny humor. Jednakże, w czarne koty nie wierzę, bo... sama takiego mam. Szatan wcielony. Humorzasty wampirek przy tym odrobinę nieokiełznany jednak mimo wszystko bardzo sympatyczny zwierz. Ale chyba teraz siedząc, a właściwie w pół leżąc, i klikając w klawiaturę, zadaje sobie pytanie czy oby na pewno nie wierzę. W gruncie rzeczy odpowiadając sobie samej mogę przyznać, że może odrobinę. Tak na wszelki wypadek.

Wypadki czy przypadki chodzą po ludziach? Nie ważne, podobno lepiej dmuchać na zimne. Chyba jednak tutaj ktoś się pomylił, bo gorące parzy...i chyba lepiej dmuchać na gorące. Zabawne to wszystko jednak w rzeczy samej jest. Lecz zazwyczaj, w te tak zwane zabobony wierzą ludzie starszej daty. Wczoraj przy dającej mi dość dużo do myślenia rozmowy, (z sąsiadem, który mógłby być moim dziadkiem) o tym i o owym uznaję, że ci ludzie mają w sobie pewnego rodzaju mądrość. Niby zwyczajną. Ubierają zdania w proste słowa, jednak dopiero analizując to co powiedzą odkrywamy sens. Wtedy rozmowa o pogodzie staje się tylko wymówką. Jednak sens jest ukryty pomiędzy wersami. Zadziwiająco piękne i proste. 

Einstein mówiąc, że wszystko trzeba robić prosto, jak to tylko możliwe, ale nie prościej miał...rację. Znów nic odkrywczego. Ale tak to bywa, że to co można zauważyć gołym okiem jest zazwyczaj jakby za zasłoną dymną. Powracając, do mojego sąsiada, a w sumie to powinnam zastosować liczbę mnogą, otworzyli mi dzisiaj oczy na dotychczas  nie do strze ga ne   przeze mnie piękno. 

środa, 11 czerwca 2014

4.Używając kulturalnych słów (...) żeby wyrzucić to wszystko z siebie co wrze.

Wiara. Gdzieś we mnie jest. Błądzę, zdecydowanie zgubiłam się. Gdzieś pomiędzy makami. Byłam na łące, a teraz jestem pośród jakiś wieżowców. Wszystko jest przerażająco duże, a ja czuje się niezbyt kolorowo. Mimo, że podobno kolorować potrafię(o, ironio). Potrzebuję paru głębszych oddechów aby uświadomić sobie gdzie jestem. Odzyskuję świadomość. Ziemia. Obudziłam się, wstałam lewą nogą. Świetnie!

Wierzyć - ostatnio jest łatwiej jakoś. Jednak nadal w rzeczy mniej możliwe, niżeli w przyziemne. Tup, tup. Nic nie poradzę. Nadziei brak. Wiara może mnie uratuje. Może chociażby dlatego, że zrobiłam rachunek sumienia. Dobrze mi tak. Może jeszcze trochę żalu we mnie jest, bo wspomnienia jeszcze są świeże, niezakurzone. Ale chyba najważniejsze, iż pogodziłam się, zaakceptowałam, zrozumiałam.  Wybaczyłam. Nic na siłę. Nie warto, mimo wszystko, już nie warto. Tak czasami jest, podobno co siedem lat. 

Chciałabym umieć pisać o swoich uczuciach i emocjach w sposób prosty i logiczny. Umieć powiedzieć, albo chociaż ułożyć to w słowa i spisać, żeby wyrzucić to wszystko z siebie, co wrze we mnie od pewnego czasu.  Szkoda, że jeszcze nie potrafię o tym głośno powiedzieć. Uczucia to skomplikowana sprawa. Ciężko mi idzie ostatnio z zaufaniem, co kiedyś przychodziło, ot tak.  Nie potrafię tego zrobić używając kulturalnych słów. A nerwów, mi szkoda. Stoicki spokój też nie wróży niczego dobrego. Potem grzmię. Jednak jeśli umiałam się odciąć od toksycznych relacji z osobami, których mi nie brakuje, to może i przyjdzie czas na...bałagan we wspomnieniach. Szkoda, że tak szybko nie zapominam. 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

3.(Trzy)mamy się wątku.

Dorosłość, wszyscy do pewnego momentu o niej marzą. Zazwyczaj marzą ci, z  przykrótką smyczą. Ci którym wolność jest obca, bądź nie mają jej wystarczająco dużo, czasami to zwyczajni samobójcy (w niedosłownym znaczeniu tym razem). 

Marzenia o dorosłości zazwyczaj są ograniczone (choć nie zawsze) ale w wielu przypadkach jest dość niezłożonym procesem. A to prawko, a to (fry)wolność, a to można poszpanować w sklepie dowodem. Nie trzeba się dwoić i troić, wymyślać historyjki o pseudo-dowodzie dorosłości, jeśli  Pani w sklepie (będzie na tyle rozsądna i...) zapyta przy "małych" zakupach. Ach, ta adrenalina! Dobra, żeby nie było, że taka święta jestem... Przecież mogłabym sama parę takich historyjek rzucić, niczym żart (/suchar) z rękawa. Szkoda, że tak szybko wszystkim przechodzi, bo odpowiedzialność, bo rozsądek, bo to, bo tamto. Bo  tak naprawdę ten dowód na nic się zdaje. Poza tym, że "mówi" o tym, iż jesteś X o nazwisku Y,  jest tam także paleta barw (twoich gał oczywiście), czy też rozwoju kostnym i wpisują tam także imiona rodziców, (tak o, chyba) dla zapominalskich.

Hola, hola! Nic na siłę. (Tak nadal trzymamy się wątku.) Przecież nikt nie każe nam być dorosłym, no chyba że mowa o chorych ambicjach (zazwyczaj rodziców). Jak dobrze, że moi są normalni. Dzięki Wam za normalność(w szerokim zakresie i "pojemności" tego słowa). Rozumieją, wiele rzeczy tolerują, a nawet jeśli nie to się starają, jak mogą. Czasami sobie myślę, że jestem Szczęściarą. W sumie to jestem. Trochę dzięki rodzicom, trochę dzięki sobie, trochę dzięki dalszej rodzinie i podobno szkole, i tak mogę wymieniać nieskończenie wiele przykładów, na to dlaczego co i jak. 

Dorosłość, bez wątpienia to tylko i wyłącznie stan umysłu. Przynajmniej każdy z nas kiedyś będzie (zakładając, że jest szczęściarzem i jeszcze nie jest) pełnoletni. 

niedziela, 8 czerwca 2014

2. Zbiór elementów niebanalnych

Nadzieja - podstawowa wartość w moim porąbanym "dekalogu". Nadzieja, jest podstawowym elementem budulcowym. Buduje każdą nawet najbardziej popapraną relację międzyludzką. Nadzieja, że ten typ albo typiara okaże się tak samo upośledzony umysłowo jak ja. Nadzieja matką głupich (mamuś), umiera ostatnia i tak można sobie dwoić, troić wymnażać, dodawać i gdybać o nadziei.

Mimo wszystko lubię ludzi - jak już wspominałam: upośledzonych, postrzelonych, ambitnych, ciekawych, innych, niebanalnych? Tak. Niebanalność to jest to co zdecydowanie cenię w człowieku. Miło się tych wszystkich zabieganych i pogubionych obserwuje zza szyby, z ukrycia. Każdy w gruncie rzeczy inny, a jednak wszyscy są podobni niczym puzzle. Taki niebanalny zbiór elementów, które dają jakiś obraz. Czasami całkiem sympatyczny, niekiedy odrobinę zwierzęcy (w złym znaczeniu tego słowa).

Ma się znajomych znajomych, znajomych, których zna się z widzenia, znajomych, których teoretycznie się zna ale jednak gdzieś to imię czy tamto nazwisko się zamazuje, znajomych z którymi można się zabawić, pogadać, wyjść na lampkę wina, albo posiedzieć gdzieś i robić coś, mówiąc krótko: spędzać miło czas. Najlepsi są jednak przyjaciele (teoretycznie jak rodzina, praktycznie rodziny się nie wybiera). Przy nich mogę ściągnąć maskę. I...i być - Sobą. Czyli mogę mówić, i robić dziwne rzeczy, bez względu na to co sobie o mnie pomyślą. Lecz właściwie tym to się nie przejmuje (jeśli mowa o osobach trzecich). Niech sobie myślą co chcą. Jeśli ich coś boli, to... to przecież nie moja sprawa. Jedne co ja sobie pomyślę (a w sumie to już chyba się znieczuliłam, więc to co myślałam), to to, (to tak można?) że brak dystansu do siebie to rzecz dla nich nieznana, niepojęta. Taki umysłowy ciemnogród w imię wyższej niepojętej (przeze mnie) idei. Niech im będzie placek. Jak kto lubi. Oni mnie nie muszą ja ich też. Jakież to odkrywcze.


sobota, 7 czerwca 2014

1.Stare nowego początkiem.

Raz na 3 (słownie t r z y) lata, drastyczne cięcie. Poniekąd o fryzjera tu też chodzi. To rodzaj terapii. Oczyszczenia, czy jakoś tak. Mniej więcej właśnie po upływie trzech lat... ogarnia mnie chęć zmiany, zaczęcia czegoś. Nowego? Porzucenia rzeczy mniej istotnych wychodząc na przeciw temu co czeka za zakrętem. Może podświadomie. To wszystko nie obywa się oczywiście bez (nie)zbędnych ceremonii. Zazwyczaj cierpi na tym moja głowa i to co na niej także.
Były różowe, krótkie, krótsze, popalone i pokręcone, czasami proste dokładnie jak ta ścieżka, którą widzę. Drogowskazów póki co brak. Widzę jedynie STOP. Czerwone światło z tyłu głowy. Zatrzymaj się, ustąp pierwszeństwa, bo wyjeżdżasz na drogę, z pierwszeństwem. Pierwszeństwem czego? A, no tak. Już wiem. Teraz ja decyduje kogo przepuszczę, wpuszczę, a kogo wyprzedzę, ominę i tak dalej? Tak na tym to polega? Naprawdę? To takie łatwe. Katharsis.
Małe dystanse są o wiele bardziej męczące niżeli długie paruset kilometrowe trasy. Wolę być w ciągłym ruchu. Nie lubię przystanków co pięć minut. Męczą mnie. Zmiany, tak to chyba się właśnie wydarzyło. Stare nowego początkiem? Możliwe. Nie potrzebna mi już mapa. Mogę ją wyrzucić, albo schować do pudełka na gorsze czasy. Przygodo, trwaj!