środa, 31 grudnia 2014

33. Dear 2014



PODSUMOWUJĄC 

Wszystko w tym roku nabrało nowego znaczenia. Masz ci los. Mieszkanie, samodzielność, gotowanie, sprzątanie, życie... Wiele rzeczy przestało być priorytetami. Zmieniło się, za dużo by wymieniać- zanudzać, nawet siebie. Tutaj (czyli we mnie) najwięcej zmian. Ostatnie miesiące tego roku były dla mnie nie lada wyzwaniem, przez co były nieco spokojniejsze, melancholijne, mniej (użyłabym tutaj swojego imienia, ale...nie od parady ani razu się nim tutaj nie pochwaliłam, załóżmy więc, że mam na imię Grażyna) Grażkowe. 

Przekonałam się w tym roku, nie raz, że bycie (niech to szlag) dorosłym wymaga podejmowania decyzji- samodzielnie (fuck!), i że wcale nie jest to łatwe, a już na pewno nie jest przyjemne! Nigdy nie chciałam być dorosła, niestety to nieodłączna część naszego bytu. Tak jest, i już. Nie uciekniesz, nie schowasz się pod łóżkiem, nie przeczekasz aż minie. 

Cieszę się niezmiernie, że niektóre znajomości nie przetrwały próby czasu. Dopiero teraz doceniam prawdziwość relacji, szczerość... chyba nie chce się rozczulać. Żeby nie było, że serce mam z kamienia dodam, że jasne żałuję paru relacji, które nigdy nie będą już takie jak były kiedyś, (na co się składa wiele czynników, i jak powtarza moja mama, niczym mantrę "każdy kij ma dwa końce"). Zdaje sobie sprawę, że ja bez winy także nie jestem.

W tym roku chyba skutecznie wyleczyłam się, z potrzeby, (którą ktoś trafnie nazwał i nawet podsumował , żeby było mało (ha!) jeszcze mi współczuł, doprawdy dziękuję) "naprawienia całego świata". Niestety stąpałam dość twardo po ziemi. Zbierałam się. Liczyłam każdy krok. Starałam się nie oglądać za siebie. Nie jest to łatwe. Starałam się skupić na sobie. Być trochę egoistką. Przegrałam. Nie potrafię. Mam sumienie? Do diaska... okazało się, że gdzieś tam jest. Żałuję paru kroków. No ale... każą mi się uczyć na swoich błędach, proszę bardzo! Udało się.

Najmilej wspominam wakacje. Mimo, że w tym roku w nieco zmienionej formule. Jedna porażka, nie wiem dlaczego tak to podsumowałam, bo uważam to za doskonałą lekcję, która uświadomiła mnie w tym, że warto dążyć do celu, nawet jeśli tracisz już ostatnią nadzieje. Warto próbować, nawet jeśli nie wiesz czy wyjdzie, czy nie stracisz czegoś, to mimo wszystko fajnie jest dojść do wyznaczonego przez siebie celu, nawet jeśli po paru miesiącach wątpisz w to czy oby na pewno była to dobra decyzja.
Wakacje to też... czas gdzie nauczyłam się pokory, cierpliwości, stoickiego spokoju? Nie no z tym ostatnim żartowałam, moje okazywanie uczuć w dość specyficzny sposób nie uległo zmianie. Przynajmniej tyle.

Chyba powinnam podziękować najwytrwalszym- czyli tym, którzy byli ze mną przez kolejny rok, za to że mnie wspierali, odbierali telefony w środku nocy, wpadali niezapowiedziani aby poprawić mi nastrój, porywali, kolorowali mój kolorowy świat, użyczali ramienia do tego abym mogła się wyryczeć, czy to ze smutku czy to ze szczęścia, a w tym roku łez było co nie miara! Za... to że po prostu byli, nawet jeśli cisza była cenniejsza od słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz